wtorek, 2 lutego 2016

18

Suicide: Nie masz prawa być zła! Nie powiedziałem nic co mogłoby Cię zranić a tym bardziej zdenerwować! Nie wiem o co Ci chodzi, ale pewnie mnie nie oświecisz, bo wolałaś odciąć się niż wyjaśnić mi co takiego złego zrobiłem!

Antisocial: Zraniłeś mnie mówiąc, że nie chcesz kończyć liceum jako nieudacznik i kozioł ofiarny. Nie pomyślałeś nawet o uczuciach tych, którzy naprawdę borykają się z problemem przemocy w szkole. Nawet głupie oszczerstwa rzucane ot tak dla zabawy niszczą człowieka od środka pomimo tego, że czasem nawet tego nie widać. Ale to działa, wiesz? Wyżerają twoją psychikę jak kwas, rozprzestrzeniają się milimetr po milimetrze wyjadając Twoją samoocenę, Twoje dobre samopoczucie, właściwie zabierają Ci wszystko, co pozytywne w Tobie. I to nie jest jak siniak, który posmarujesz maścią i w cudowny sposób na drugi dzień obrzęk robi się mniejszy, a na trzeci nie ma po nim śladu. Poczytaj o samobójstwach nastolatków w Wielkiej Brytanii, których przyczyną było dręczenie w szkole. I później pytaj mnie dlaczego jestem zła!

Suicide: Nie rozumiem dlaczego się tym przejmujesz…

Antisocial: Może dlatego, że sama jestem wyśmiewana? Nie pomyślałeś o tym prawda? Trzymasz się z tymi lepszymi, oni nie mają takich problemów.

Suicide: Jest aż tak źle? Jak źle Cię traktują?

Antisocial: A w jakiej skali umieścić można żarty ze śmierci mojego ojca hm?

Podczas tej wymiany zdań prawdopodobnie pierwszy raz w moim życiu do oczu napływają mi łzy spowodowane złością. Nigdy wcześniej nie płakałam nie zdarzyło mi się płakać z powodu złości. Byłam jednocześnie zła i zniechęcona, ponieważ nie mogę uwierzyć jak można być takim hipokrytą by myśleć wyłącznie o własnej skórze. Ale pomimo tego, że to jest okropne z jego strony jest moim przyjacielem. Przywiązałam się do niego bardziej niż bym tego chciała i bardziej niż byłoby to wskazane. Ale nie mogę już tego cofnąć.

Czuję wibracje na łóżku obok mnie. Suicide odpisał. Odczytuję ją z nieukrywanym zaciekawieniem.

Suicide: Przykro mi. Nie wiedziałem. Nie zasłużyłaś na to, by ktoś śmiał się z takich rzeczy. Ja… nie jestem z siebie dumny. I dla Ciebie będę starał się zmienić i odejść od nich, obiecuję Ci.

Antisocial: Nie obiecuj mi niczego, jeśli nie masz dotrzymać obietnicy. Zapomnijmy o tym, okay? Po prostu zapomnijmy.

Suicide: Przepraszam, że Cię zawiodłem. Przepraszam. Nie chciałem, naprawdę.

Antisocial: Już  w porządku. Wszystko jest dobrze.

Następny dzień w szkole jest tak bardzo nieprzewidywalny jak jeszcze żaden dotychczas. Z samego rana nauczycielka języka angielskiego zgłasza mnie do konkursu na pracę pisemną. Następnie słyszę w radiowęźle o przejściu Niall’a Horan’a do następnego etapu w olimpiadzie biologicznej. Niespodziewane, ponieważ kto by pomyślał, że łobuz robi coś innego prócz dokuczania innym? Kolejną informacją, choć tą można było przewidzieć, jest ogłoszenie o szkolnym balu ostatnich klas. To już nie dotyczy mnie.

- Dostałam zaproszenie od Kellan’a, czy to nie cudownie? – Kath uśmiecha się do mnie promiennie. 

Z czasem zastanawiam się jak jej twarz wytrzymuje ten ciągły uśmiech.

- Gratuluję – odwzajemniam gest – Na pewno będziesz świetnie się bawić.

- Również tak myślę – przez chwilę zajmuje się swoją sałatką po czym gwałtownie podnosi głowę – Nie mam sukienki. Ani butów. A włosy? Sama ich nie ułożę, o mój Boże, muszę się spieszyć! Pójdziesz ze mną na zakupy, prawda? Powiedz, że pójdziesz.

- Pójdę – kiwam głową na potwierdzenie, choć zastanawiam się dlaczego nie prosi o to Justine, przecież to jej najdroższa przyjaciółka.
***

Jest późny wieczór, z nieba spada mżawka, która moczy moje włosy podczas gdy stoję nad grobem taty i modlę się. I tak, może inni nie wierzą w Boga, ale dla mnie jest on ostoją w chwilach gdy moje życie traci sens, a przynajmniej mam takie wrażenie. Od śmierci taty minęły dwa miesiące. Podczas nich wydarzyło się bardzo wiele. Mama przejęła firmę, ja poznałam Suicide. Zaprzyjaźniliśmy się choć myślałam, że nie umiem już zawierać znajomości. Pojawił się jak światełko w tunelu gdy myślałam, że nie ma dla mnie ratunku. Pomógł mi i jestem mu za to niezmierna wdzięczna.

- Chciałabym, abyś mógł go kiedyś poznać, tatusiu. Chciałabym się z nim spotkać, ale ogarnia mnie wstyd gdy pomyślę o ewentualnym spotkaniu. Boję się tato. Boję się, że w miarę upływu czasu znajdzie sobie kogoś, kto będzie lepszym przyjacielem i odstawi mnie tak jak ona. Nie stanie się tak, prawda tatusiu? Prawda? Jaka szkoda, że nie ma cię z nami. Tęsknimy. Ja, mama. Mama zajmuje się firmą, chyba dobrze sobie radzi choć tęskni. Nie pokazuje już tego, ale wiem, że tęskni. Ja też, ale wiem, że spotkamy się niebawem. Muszę już iść, jest mi zimno. Do zobaczenia tatusiu.

Kieruję się w stronę wyjścia z cmentarza. Czuję się lżej, mówienie do grobu pomogło mi choć to dziwne. W drodze do domu pada coraz bardziej, jednak ja wlokę się jakby u mojej nogi ciągnęła się kula. Dodatkowe dreszcze wzbudzają we mnie odgłosy dochodzące zza mnie. Głosy i kroki. Przyspieszam swego kroku, jednak głosy chłopaków są coraz głośniejsze. Przełykam gulę strachu. Zwolniłam. Może po prostu chcą przejść, nie muszę od razu wyobrażać najgorszego.

- Skarbie, pada deszcz. Dlaczego idziesz w ulewę? – usłyszałam głos, który byłby przyjemny gdyby nie okoliczności

- Nie Twoja sprawa – odpowiadam zatrzymując się

- Może jednak moja? Jesteś w mojej dzielnicy.

- Kupiłeś ją? – odpyskowuję

- Tak, może. Nie Twoja biznes – mówi chodząc dookoła mnie. Jego paczka stoi za mną.

Myślę, że mój strach jest wyczuwalny na kilometr i dlatego na jego twarz wpełza uśmieszek. Ten uśmieszek, który mówi „przygotuj się, chcemy Ciebie”. Na sam widok, cofa mi się obiad. Chłopak kładzie dłoń na moim policzku i gładzi go kciukiem.

- Jesteś piękna. Szkoda, że tak to się skończy.. – nagle chwyta mnie za włosy i ciągnie boleśnie.

Krzyczę ile sił, jednak zatyka mi usta dłonią. Zaaferowana całym zajściem nie słyszę głosów za mną. Modlę się w duchu tylko o to, aby nie bolało. Choć wiem, że i tak będzie. Ciągnie mnie w stronę ciemnych budynków z cegły, jakiejś starej, niedziałającej już fabryki. Czyli miejsca gdzie nikt mnie nie usłyszy. Miejsca gdzie prawdopodobnie za chwilę zdarzy się coś, o czym nawet ludzie boją się myśleć.

Wyrywam się, płaczę, krzyczę, na nic. Im głośniej krzyczę tym mocniej mnie szarpie. Łapie mnie za bluzę i rzuca na jedną ze ścian. Moje plecy stykają się w bolesnym dotyku z cegłami. Jęczę z bólu i strachu. I nie modlę się już o to by nie bolało. Modlę się aby jak najszybciej zrobił to co zamierza i dał mi spokój. Wiem, głupie. Ale co mogę zrobić, gdy z moich oczu łzy płyną strumieniami i nie jestem wystarczająco silna by go od siebie odepchnąć? Jestem na przegranej pozycji i nic nie mogę z tym zrobić. Muszę się poddać.

Zamykam oczy i krzyczę póki czuję dotyk mojego oprawcy. Jednak on nagle ginie i słyszę warknięcie.

- Co do cholery? Zostaw ją!

Otwieram oczy i czuję jak mężczyzna zostaje ode mnie odciągnięty przez innego człowieka. Ktoś rzuca go na ziemię i nachyla się nad nim. Towarzystwo tego, który mnie zaczepił dawno się już ulotniło.

- Szukasz rozrywek? Spieprzaj do burdelu i zostaw Bogu ducha winne kobiety, wracające skądś. Jeszcze raz Cię spotkam to pożałujesz, zrozumiałeś? – warczy, a gdy nie otrzymuje odpowiedzi prawie krzyczy – Zrozumiałeś?!

- Tak! Tak, zrozumiałem!

Człowiek, który mnie uratował fuka jeszcze i podnosi się na proste nogi. Korzystając z okazji drugi podnosi się i ucieka krzycząc coś w stylu „ Jesteś skończony”.

Jestem cała roztrzęsiona, błądzę oczami po miejscu w którym się znajduję. Czuję jak roztrzęsione nogi uginają się pode mną i tracę równowagę. Osuwam się na ziemię jednak łapią mnie czyjeś ręce. Czuję się jakbym była znużona, jakbym nie spała najmniej kilka dni.

- Już okay, trzymam Cię – słyszę głos i czuję na sobie jego dłonie
Podniósł mnie i ułożył w pozycji panny młodej, gdy mąż przenosi ją przez próg domu. Unoszę znużone powieki i patrzę na osobę, która trzyma mnie w swoich ramionach i która spłoszyła osobę, która mogłam nie skrzywdzić. Gdy na nią patrzę, stwierdzam, że nie mogłam wpaść gorzej. Niall Horan. Mdleję w jego ramionach.

Budzę się jakiś czas później w jakiejś zamkniętej przestrzeni. Na początku nie mogę ogarnąć co to za miejsce. Czuję, że jest mi zimno, ponieważ ubrania nadal mam mokre. Głowa boleśnie pulsuje nie dając mi myśleć logicznie.

- Gdzie jestem? – gardło wyschnięte mam na wiór. Nie pogardziłabym łykiem wody.

- W samochodzie – słyszę dobrze znany mi głos. Głos, budzący postrach w szkole.

- Dlaczego?

- Rozlałaś mi się w dłoniach kompletnie tracąc kontakt ze światem. Nie wiem gdzie mieszkasz, nie wiedziałem gdzie Cię zawieźć. Co ty do cholery robiłaś w tej obskurnej dzielnicy? Życie Ci nie miłe?
 
- Niektórzy chodzą na cmentarz, wiesz? – mówię ostro

Nie odzywa się. Prosi mnie tylko o adres zamieszkania i wiezie do domu. Jestem wykończona. Psychicznie, fizycznie, duchowo. Jestem przemarznięta i jedyne o czym marzę to szklanka wody, suche ubrania i sen.

- Dziękuję… Pomimo tych sytuacji w szkole, dziękuję – mówię cicho bawiąc się rąbkiem bluzy.

Jako odpowiedź otrzymuję machnięcie ręką. Wysiadam i biegnę w stronę domu. A gdy się w nim znajduję, zaczynam płakać jak małe dziecko.

„Oglądasz mnie krwawiącą, aż nie mogę oddychać
Drżę, padając na kolana
Będę potrzebowała szwów
Potykam się,

W bólu błagam, żebyś przyszedł na pomoc”

niedziela, 17 stycznia 2016

17

Jeśli nadal trwałaby nasza przyjaźń obchodziłybyśmy czwartą rocznicę. Kochałam ten dzień. Dzień w którym zaczęło się wszystko. A dosłownie kilka dni po trzeciej rocznicy, rozstałyśmy się. To był koniec. Definitywny koniec tego wszystkiego. Jakie to zabawne, że dopiero patrząc z perspektywy obserwatora zauważyłam, iż relacja którą miałyśmy była tak bardzo toksyczna. Niszczyła nas, a przynajmniej mnie. Nie mogę powiedzieć, że nie było nam razem dobrze. Było. Przed czasem liceum. To prawda, że szkoła zmienia ludzi. I nie mogę powiedzieć, że mnie nie zmieniła. Może zmieniła. Tylko ze mną jest taki problem, że nie ma mi kto tego powiedzieć.

***

- Mam go dość Sam. Nie mogę znieść jego ciągłych narzekań. Jestem bezsilna, nie umiem mu pomóc. Już nie chodzi o to, po prostu on drąży ten temat cały czas, podczas gdy ja chciałabym porozmawiać chociażby o nowej płycie Justina, która niedawno wyszła – słucham jęków Kath przed lekcją matematyki. Naprawdę nie wiem co bym zrobiła gdyby ta dziewczyna nie zmusiła mnie do rozmawiania ze sobą w drugim  miesiącu szkoły.

- Wiesz, niektórzy ludzie mają już ten specyficzny defekt, narzekają na coś czego zmienić nie mogą. Przecież nie można zmienić twarzy. Oczywiście, można. Ale Tom nie posunie się do czegoś tak drastycznego.

Mowa oczywiście o tym Tom’ie. Przyjacielu bardziej Kath niż moim. Rozmawiam z nim, ale raczej są to fakty dotyczące szkoły. Nie spotykamy się, nic poza środowiskiem szkolnym. Nie jest zły, wręcz przeciwnie. Jest sympatyczny i miły, odnosi niewiarygodne wyniki w nauce, pupilek każdego nauczyciela i ogólnie ludzi. Lubi go chyba każdy uczeń. No może wszyscy prócz bandy Niall’a… W każdym bądź razie pod jednym względem podobny jest do mnie. Nie ma ojca. Z tą różnicą, że jego tata odszedł gdy był mały i nawet nie wiem czy utrzymuje kontakt ze swoim synem. Nie jestem dla niego kimś bliskim by zwierzał mi się ze swojej sytuacji rodzinnej.

- On ciągle narzeka na swój wygląd. Na trądzik i krzywe zęby. Wiesz co mi wczoraj powiedział? Powiedział, że z takim wyglądem nie znajdzie sobie dziewczyny podczas gdy każdy w około jest zakochany. Ja nie jestem w nikim zakochana, mnie też nikt nie chce ale nie narzekam mu przy każdej możliwej okazji. Mam już tego dość. Chciałabym odciąć się raz na zawsze.

- Nie chcesz odcinać się od przyjaciół, uwierz mi. – uśmiecham się lekko

- Ta… Oh zapomniałam Ci powiedzieć! Wczoraj ze szkoły odebrała mnie mama. Nie spieszyłam się z dotarciem do szafki, włożeniu i wyjęciu książek, wiesz. Gdy wyszłam na parking nie było prawie nikogo. Wiesz gdzie stoi ten wielki kontener?

- Wiem – przytaknęłam

-Więc gdy szłam w stronę auta słyszałam za nim cieniutki głosik dziewczyny. Oczywiście znasz moją ciekawość. Podeszłam tam i zobaczyłam Niall’a, Ashtona i Luke’a. Pastwili się nad nią, wyśmiewali ją. Ale najgorsze było to, że trzymali w dłoniach puszki z farbami. Wydaje mi się, że były to farby olejne. Gdyby był tylko jeden, podeszłabym i stanęła w obronie dziewczyny ale wiesz. Nikt nie przeciwstawia się świętej trójcy. W każdym bądź razie trzy puszki farby wylądowały na niej. Było mi jej tak bardzo żal, jej włosy sięgały do pasa. Bardzo jej współczuję.

Całej opowieści słucham ze zgrozą. Nigdy nie zrobili mi czegoś tak okropnego. Myślałam, że nazywanie mnie antyspołeczną i śmianie się było szczytem. Ale najwyraźniej się pomyliłam.

- Jak mogą być tak okrutni? Farbę olejną ciężko jest zmyć z ciała a co dopiero z włosów? Z włosów z trudem zmywa się szampan ale farba… I co? Pewnie znów ujdzie im to na sucho. Nikt nie chce z nimi zadzierać. Społeczeństwo jest do kitu – wzdycham.

Jest mi żal z powodu tej dziewczyny. Nikt nie zasługuje na takie traktowanie. A najgorszy w tym wszystkim jest fakt, że Ci oprawcy wyrzekają się wszystkiego przed dyrektorem i uchodzi im to na sucho. Już nie chodzi mi o siebie bo widać, że inni mają dużo gorzej.
Czuję szturchnięcie ze strony Kath, więc odwracam się do niej.

- Spójrz, to ona – kiwa głową w swoje lewo.

Spoglądam tam i widzę niziutką dziewczynę. Kojarzę ją. Faktycznie, miała bardzo długie włosy w odcieniu głębokiego brązu.  A teraz… teraz ich nie ma. Jej głowę zdobi fryzura w stylu Hazel z filmu „Gwiazd Naszych Wina”. Serce ściska mi się na ten widok pomimo tego, że nawet nie znam tej osoby. Podchodzi do ściany, opiera się o nią i stoi ze spuszczoną głową.
Przestępuję z nogi na nogę czekając na dzwonek, który powinnam usłyszeć w niedalekiej przyszłości. A dokładnie za trzy minuty. Dzisiaj mamy bardzo luźny dzień. Zero sprawdzianów, kartkówek czy jakichkolwiek innych niespodzianek.

- Cześć – obok nas pojawił się zdyszany Tom

Zrzuca z ramion plecak i kurtkę. Pewnie biegł by zdążyć przed dzwonkiem.
Odpowiadamy mu na powitanie. Nagle Kath zaczyna opowiadać o wczorajszej przejażdżce do skateparku z Justine. Uśmiecha się mówiąc o tym.

- Siedziałyśmy na huśtawkach i rozmawiałyśmy. A obok nas jeździło kilku chłopaków. Byli tacy przystojni, na oko starsi od nas. Nie mogłyśmy oderwać od nich wzroku. Niestety, Justine musiała wracać a sama nie chciałam tam siedzieć – wzdycha cicho, jednak w jej oczach widać tańczące iskierki. Cała Kath.

- Poszłyście do skateparku po to by pooglądać chłopaków? To całkiem puste – nagle stwierdza Tom.
To budzi w Kath negatywne uczucia i szczerze mówiąc, nie dziwię się jej. Przecież nie powiedziała, że poszły tam po to. Jakby nie można było pójść do skateparku po to, by po prostu posiedzieć. 
Dziewczyna podnosi się ze swojego miejsca na ławce i widzę, że jest zdenerwowana. Może nie tylko co zdenerwowana ale zdeterminowana do pociągnięcia konfliktu. A ja tylko stoję i przysłuchuję się wymianie zdań.

- Okay, po pierwsze nie powiedziałam, że poszłyśmy tam po to by obserwować chłopaków. Wyrwałeś jedną informację i dopowiedziałeś swoje. Tak tworzą się plotki, wiesz? A po drugie, nie wiem czy jest coś bardziej pustego niż ciągłe narzekanie na swój wygląd. Może jeśli w końcu ruszyłbyś się do dermatologa i ortodonty nie miałbyś na co narzekać! – wyrzuca z siebie

Spotykam niedowierzające spotkanie Tom’a.

- Jesteście żałosne – wypluwa z siebie słowa i idzie do innej części klasy

Unoszę brwi w zdezorientowaniu. Dlaczego to ja jestem żałosna, gdy nic nie zrobiłam?

- Nie przejmuj się nim. To moja bitwa, nie Twoja – dziewczyna uśmiecha się do mnie pocieszająco

Wtem dzwoni dzwonek i idziemy do klasy by rozpocząć dzień lekcją matematyki. Biedna Kath. Jej dzień nie zaczął się najlepiej.
Za to dla mnie przeleciał on pomiędzy palcami. Nim się obejrzałam była ostatnia lekcja i po niej mogłam wrócić do domu. I tak. Pomijając ranek to był dobry dzień.

***
Suicide: Nie chcę być tym kim jestem.

Antisocial: To znaczy?

Suicide: To znaczy, że mam dość bycia z nimi, robienia rzeczy, których nie chcę… Jestem okropny.

Antisocial: Więc odejdź. Przeciwstaw się im. Nie bądź bierny jeśli nie podoba Ci się przebywanie z nimi.

Suicide: Ale nie chcę skończyć liceum jako ich ofiara. Muszę być po ich stronie by w spokoju wytrwać do końca szkoły. Wiesz, jeśli nie chcesz mieć kłopotów, bądź z nimi. Trzymaj przyjaciół blisko, wrogów jeszcze bliżej. Najlepszą metodą jest poznanie ich i zniszczenie od środka.

Antisocial: Nie. Najlepszą metodą jest atak. Ale Ty nie atakujesz. Słuchasz wszystkiego co powiedzą, jesteś jak oni bo nie chcesz być uważany za nieudacznika. A pomyślałeś o tym, że być może jeśli odejdziesz z ich grona nie będziesz kozłem ofiarnym ale bohaterem dla innych?

Suicide: Bohaterem? Takie pojęcie nie istnieje w tych czasach, a już na pewno nie w liceum. Jesteś na wozie lub pod nim i nie ma innej opcji. Jesteś lubiany lub nie. Jesteś popularny lub nie. Przetrwasz lub nie przetrwasz. I nie ma nic pomiędzy.


Antisocial: Pieprzenie. Mówisz tak bo nie potrafisz spojrzeć na to z perspektywy zwykłego, szarego ucznia. Jesteś tym lubianym przez wszystkich bo trzymasz się z jakąś bandą. Więc proszę bardzo. Zatrać swoje człowieczeństwo i najpiękniejsze cechy, które masz w sobie bo wtedy nie będziesz ofiarą. Muszę iść. Na razie.

Spójrz na tą całą nienawiść, którą oni ciągle pokazują
Nie chcę tego widzieć.
Spójrz na te wszystkie kamienie, którymi oni rzucają
Nie chcę tego czuć.

niedziela, 10 stycznia 2016

16

Wchodzę do szkoły i nikt nie rzuca mi niemiłych komentarzy ani spojrzeń. Każdy jest zajęty sobą, swoimi przyjaciółmi czy też lekcjami. To głupie ale taka mała rzecz wprawia mnie w dobry nastrój. Pierwszy raz mam pozytywne nastawienie do mojego dnia w szkole. Docieram do swojej szafki, wkładam do niej książki, które nie będą potrzebne mi na pierwszą lekcję. Biorę ze sobą tylko język angielski i po zamknięciu metalowego prostokąta dążę w stronę klasy. Ku mojemu zdziwieniu tam też nikt nie zwraca na mnie uwagi. Jestem szczęśliwa. Do momentu gdy przypominam o Niall’u. Wciśnie mi tą koszulkę przy wszystkich i każdy będzie już miał powód do niemiłych dogryzków dla mojej osoby. Znów będę obiektem wszystkich drwin, śmiechów i kimś kogo wytyka się palcami. Jestem beznadziejna.

- Hej Sami. Jak tam? – przy moim boku pojawia się Kath.

Wzruszam ramionami nic nie odpowiadając. Tak jak mój optymizm pojawił się, w takim samym tempie znikł a na jego miejsce wróciła ochota pójścia do domu i zaszycia się w swoim pokoju.

- Martwisz się o to, co stało się wczoraj? Daj sobie spokój. Jeśli zacznie Cię zaczepiać, pokażę mu, że nie warto z nami zadzierać i żeby lepiej dał Ci spokój jeśli chce mieć pełne uzębienie – ostatnimi słowami wywołuje u mnie lekki uśmiech. Cała Kath.

W tym samym czasie dzwoni dzwonek. Lekcje mijają błyskawicznie i nim zdążę się obejrzeć, jestem już w drodze do domu.

Antisocial: Chciałabym mieć tatuaż, ale moja mama nie zgodzi się. Mam dopiero 16 lat. Jestem młoda i głupia i na starość, gdy moja skóra będzie obwisła i pomarszczona tatuaż będzie okropny.

Suicide: Mam dwa x Bardzo je kocham. I jeśli zrobisz tatuaż, który ma znaczenie i coś znaczy, będzie on piękny nawet na 80 letniej skórze.

Antisocial: Naprawdę masz tatuaże? Gdzie?

Suicide: Na lewym nadgarstku. Kocham je. Są jak moje dzieci.

Antisocial: Aw, zazdroszczę. Fajnie, że jesteś starszy. To znaczy, możesz więcej. Niedługo skończysz szkołę, wyprowadzisz się gdzie chcesz. Żyć nie umierać.

Suicide: Ale hej, jestem o 2 lata bliżej śmierci!

Antisocial: Przestań. Śmierć może przyjść w każdej chwili, nie musimy umrzeć ze starości. Przecież jest coś takiego jak rak, wypadki samochodowe czy coś. Odpukać w niemalowane *puk puk*

Suicide: No tak, ale nie zakładajmy najgorszego. Ja wolę żyć świadomością, że nic złego na mnie nie czyha i umrę jako szczęśliwy staruszek z żoną, z którą pobrałem się 60 lat temu. Nie mówiąc już o gromadzie wnuków. Uśmiecham się na samą myśl o tym.

Uśmiecham się do ekranu laptopa ponieważ cholera, on jest tak bardzo miły. To chyba tylko sen. Nie mogłam trafić na takiego człowieka. Człowieka, który faktycznie mnie lubi.

Antisocial: Uroczy jesteś. Kurczę, chciałabym umieć śpiewać. Albo rysować. Cokolwiek. A ty? Co umiesz robić?

Suicide: Uh, chyba umiem troszkę śpiewać. I umiem grać na gitarze. Czasami też piszę coś w formie piosenki ale.. to wszystko jest takie denne, przereklamowane i w ogóle. Nie ma czym się chwalić.

Antisocial: Piszesz piosenki? Wyślij mi coś, proszę! Jeśli chcesz oczywiście, ale tak ładnie proszę!

Suicide: Uh, okay. Daj mi chwilę, zobaczę, która jest możliwa.

Cierpliwie czekam na piosenkę, a przynajmniej na jej kawałeczek.
Boże, czym sobie zasłużyłam na taki kryształ? Zawsze wiedziałam, że złe rzeczy nie przydarzają się cały czas i zawsze nadchodzi chwila, gdy do naszego życia przebija się promyczek światła. Ciepły, wołający do siebie promień, który rozświetla nasze życie czasami nawet nie uprzedzając nas o tym. Wchodzi z butami do naszego serca, ale możemy mu to wybaczyć, ponieważ zmienia naszą egzystencję, czyni ją lepszą pozwalając zapomnieć nam o przeszłości.
 Moją przeszłością jest ona. Kochałam ją ale nie mogłam dać się krzywdzić. Jedna strona musiała odpuścić i zrobiła to. I było mi przykro.
 Strata przyjaciół boli niesamowicie i rozrywa nas na kawałki przy okazji szargając naszą psychikę, która być może i tak już jest zepsuta. Ale trwanie w tej toksycznej więzi, jaką niekiedy jest przyjaźń nasz umysł niszczy się bardziej. Trwanie w niej jest jak podróż do Papierowego Miasta. „Pojedziesz do papierowych miast i już nigdy nie wrócisz.” Wypłakujemy swoje oczy nie myśląc o tym, że być może gdzieś tam, po drugiej stronie kraju, wyspy, świata jest osoba, która idealnie uzupełni tę brakującą lukę w Twoim życiu, tylko dzięki słowom, które możemy przeczytać na ekranie naszego komputera czy telefonu. To piękne, jak życie może nas zaskoczyć. Z dnia na dzień może zmieniać się na lepsze.

Suicide: I want to write you a song / Chcę napisać Ci piosenkę
One that make your heart remember me / Taką, która sprawi, że Twoje serce mnie zapamięta

So anytime I’m gone you can listen to my voice and sing along / Więc kiedykolwiek mnie nie ma możesz posłuchać mojego głosu i śpiewać ze mną
I want to write you a song. / Chcę napisać Ci piosenkę.

Czytam tekst raz. Później drugi, trzeci, kolejny, kolejny i kolejny. Te cztery linijki są przepiękne. Znów sunę wzrokiem po słowach, które same układają mi w głowie melodię. Nie mogę wyrzucić ich z pamięci. Tak samo jak nie umiem wydusić z siebie słowa. Nie wiem co mogę mu napisać. To znaczy wiem. Napisałabym mu, że piosenka jest przepiękna i cudowna i inne epitety ale.. moje palce nie chcą wystukać tego na klawiaturze. Czuję, że jest to bardzo denne i nie powinnam tego pisać. Więc trwam w zamyśleniu nucąc słowa do ułożonej przeze mnie melodii. Śpiewając to nie zauważam kiedy sama doklejam kolejne słowa, które automatycznie wystukuję na klawiaturze i bez zastanowienia wysyłam.

Antisocial: I want to build you a boat / Chcę zbudować Ci łódź
One as strong as you are free / Tak samo mocną jak twoja wolność
So any time you think that your heart is gonna sink you know it won’t / Więc kiedy tylko pomyślisz, że Twoje serce będzie tonąć, będziesz wiedzieć, że tak się nie stanie
I want to build you a boat / Chcę zbudować Ci łódź.

Suicide: Yhm, wmawiaj sobie, że nic nie potrafisz. To jest świetne, powinnaś zająć się pisaniem. Wymyślasz takie dobre teksty na poczekaniu. Improwizujesz i wychodzi Ci to nienagannie. Masz dar, Antisocial.


Antisocial: Nie. Ty jesteś moim darem. Jesteś dobrym przyjacielem.