Suicide: Nie masz
prawa być zła! Nie powiedziałem nic co mogłoby Cię zranić a tym bardziej
zdenerwować! Nie wiem o co Ci chodzi, ale pewnie mnie nie oświecisz, bo wolałaś
odciąć się niż wyjaśnić mi co takiego złego zrobiłem!
Antisocial:
Zraniłeś mnie mówiąc, że nie chcesz kończyć liceum jako nieudacznik i kozioł
ofiarny. Nie pomyślałeś nawet o uczuciach tych, którzy naprawdę borykają się z
problemem przemocy w szkole. Nawet głupie oszczerstwa rzucane ot tak dla zabawy
niszczą człowieka od środka pomimo tego, że czasem nawet tego nie widać. Ale to
działa, wiesz? Wyżerają twoją psychikę jak kwas, rozprzestrzeniają się milimetr
po milimetrze wyjadając Twoją samoocenę, Twoje dobre samopoczucie, właściwie
zabierają Ci wszystko, co pozytywne w Tobie. I to nie jest jak siniak, który
posmarujesz maścią i w cudowny sposób na drugi dzień obrzęk robi się mniejszy,
a na trzeci nie ma po nim śladu. Poczytaj o samobójstwach nastolatków w Wielkiej
Brytanii, których przyczyną było dręczenie w szkole. I później pytaj mnie
dlaczego jestem zła!
Suicide: Nie
rozumiem dlaczego się tym przejmujesz…
Antisocial: Może
dlatego, że sama jestem wyśmiewana? Nie pomyślałeś o tym prawda? Trzymasz się z
tymi lepszymi, oni nie mają takich problemów.
Suicide: Jest aż
tak źle? Jak źle Cię traktują?
Antisocial: A w
jakiej skali umieścić można żarty ze śmierci mojego ojca hm?
Podczas tej wymiany zdań prawdopodobnie pierwszy raz w moim
życiu do oczu napływają mi łzy spowodowane złością. Nigdy wcześniej nie
płakałam nie zdarzyło mi się płakać z powodu złości. Byłam jednocześnie zła i
zniechęcona, ponieważ nie mogę uwierzyć jak można być takim hipokrytą by myśleć
wyłącznie o własnej skórze. Ale pomimo tego, że to jest okropne z jego strony
jest moim przyjacielem. Przywiązałam się do niego bardziej niż bym tego chciała
i bardziej niż byłoby to wskazane. Ale nie mogę już tego cofnąć.
Czuję wibracje na łóżku obok mnie. Suicide odpisał.
Odczytuję ją z nieukrywanym zaciekawieniem.
Suicide: Przykro
mi. Nie wiedziałem. Nie zasłużyłaś na to, by ktoś śmiał się z takich rzeczy.
Ja… nie jestem z siebie dumny. I dla Ciebie będę starał się zmienić i odejść od
nich, obiecuję Ci.
Antisocial: Nie
obiecuj mi niczego, jeśli nie masz dotrzymać obietnicy. Zapomnijmy o tym, okay?
Po prostu zapomnijmy.
Suicide:
Przepraszam, że Cię zawiodłem. Przepraszam. Nie chciałem, naprawdę.
Antisocial:
Już w porządku. Wszystko jest dobrze.
Następny dzień w szkole jest tak bardzo nieprzewidywalny jak
jeszcze żaden dotychczas. Z samego rana nauczycielka języka angielskiego
zgłasza mnie do konkursu na pracę pisemną. Następnie słyszę w radiowęźle o
przejściu Niall’a Horan’a do następnego etapu w olimpiadzie biologicznej.
Niespodziewane, ponieważ kto by pomyślał, że łobuz robi coś innego prócz
dokuczania innym? Kolejną informacją, choć tą można było przewidzieć, jest
ogłoszenie o szkolnym balu ostatnich klas. To już nie dotyczy mnie.
- Dostałam zaproszenie od Kellan’a, czy to nie cudownie? –
Kath uśmiecha się do mnie promiennie.
Z czasem zastanawiam się jak jej twarz
wytrzymuje ten ciągły uśmiech.
- Gratuluję – odwzajemniam gest – Na pewno będziesz świetnie
się bawić.
- Również tak myślę – przez chwilę zajmuje się swoją sałatką
po czym gwałtownie podnosi głowę – Nie mam sukienki. Ani butów. A włosy? Sama
ich nie ułożę, o mój Boże, muszę się spieszyć! Pójdziesz ze mną na zakupy,
prawda? Powiedz, że pójdziesz.
- Pójdę – kiwam głową na potwierdzenie, choć zastanawiam się
dlaczego nie prosi o to Justine, przecież to jej najdroższa przyjaciółka.
***
Jest późny wieczór, z nieba spada mżawka, która moczy moje
włosy podczas gdy stoję nad grobem taty i modlę się. I tak, może inni nie
wierzą w Boga, ale dla mnie jest on ostoją w chwilach gdy moje życie traci
sens, a przynajmniej mam takie wrażenie. Od śmierci taty minęły dwa miesiące.
Podczas nich wydarzyło się bardzo wiele. Mama przejęła firmę, ja poznałam
Suicide. Zaprzyjaźniliśmy się choć myślałam, że nie umiem już zawierać
znajomości. Pojawił się jak światełko w tunelu gdy myślałam, że nie ma dla mnie
ratunku. Pomógł mi i jestem mu za to niezmierna wdzięczna.
- Chciałabym, abyś mógł go kiedyś poznać, tatusiu.
Chciałabym się z nim spotkać, ale ogarnia mnie wstyd gdy pomyślę o ewentualnym
spotkaniu. Boję się tato. Boję się, że w miarę upływu czasu znajdzie sobie
kogoś, kto będzie lepszym przyjacielem i odstawi mnie tak jak ona. Nie stanie się tak, prawda tatusiu?
Prawda? Jaka szkoda, że nie ma cię z nami. Tęsknimy. Ja, mama. Mama zajmuje się
firmą, chyba dobrze sobie radzi choć tęskni. Nie pokazuje już tego, ale wiem,
że tęskni. Ja też, ale wiem, że spotkamy się niebawem. Muszę już iść, jest mi
zimno. Do zobaczenia tatusiu.
Kieruję się w stronę wyjścia z cmentarza. Czuję się lżej,
mówienie do grobu pomogło mi choć to dziwne. W drodze do domu pada coraz
bardziej, jednak ja wlokę się jakby u mojej nogi ciągnęła się kula. Dodatkowe
dreszcze wzbudzają we mnie odgłosy dochodzące zza mnie. Głosy i kroki. Przyspieszam
swego kroku, jednak głosy chłopaków są coraz głośniejsze. Przełykam gulę
strachu. Zwolniłam. Może po prostu chcą przejść, nie muszę od razu wyobrażać
najgorszego.
- Skarbie, pada deszcz. Dlaczego idziesz w ulewę? –
usłyszałam głos, który byłby przyjemny gdyby nie okoliczności
- Nie Twoja sprawa – odpowiadam zatrzymując się
- Może jednak moja? Jesteś w mojej dzielnicy.
- Kupiłeś ją? – odpyskowuję
- Tak, może. Nie Twoja biznes – mówi chodząc dookoła mnie.
Jego paczka stoi za mną.
Myślę, że mój strach jest wyczuwalny na kilometr i dlatego
na jego twarz wpełza uśmieszek. Ten uśmieszek, który mówi „przygotuj się,
chcemy Ciebie”. Na sam widok, cofa mi się obiad. Chłopak kładzie dłoń na moim
policzku i gładzi go kciukiem.
- Jesteś piękna. Szkoda, że tak to się skończy.. – nagle
chwyta mnie za włosy i ciągnie boleśnie.
Krzyczę ile sił, jednak zatyka mi usta dłonią. Zaaferowana
całym zajściem nie słyszę głosów za mną. Modlę się w duchu tylko o to, aby nie
bolało. Choć wiem, że i tak będzie. Ciągnie mnie w stronę ciemnych budynków z
cegły, jakiejś starej, niedziałającej już fabryki. Czyli miejsca gdzie nikt
mnie nie usłyszy. Miejsca gdzie prawdopodobnie za chwilę zdarzy się coś, o czym
nawet ludzie boją się myśleć.
Wyrywam się, płaczę, krzyczę, na nic. Im głośniej krzyczę
tym mocniej mnie szarpie. Łapie mnie za bluzę i rzuca na jedną ze ścian. Moje
plecy stykają się w bolesnym dotyku z cegłami. Jęczę z bólu i strachu. I nie
modlę się już o to by nie bolało. Modlę się aby jak najszybciej zrobił to co
zamierza i dał mi spokój. Wiem, głupie. Ale co mogę zrobić, gdy z moich oczu
łzy płyną strumieniami i nie jestem wystarczająco silna by go od siebie
odepchnąć? Jestem na przegranej pozycji i nic nie mogę z tym zrobić. Muszę się
poddać.
Zamykam oczy i krzyczę póki czuję dotyk mojego oprawcy.
Jednak on nagle ginie i słyszę warknięcie.
- Co do cholery? Zostaw ją!
Otwieram oczy i czuję jak mężczyzna zostaje ode mnie
odciągnięty przez innego człowieka. Ktoś rzuca go na ziemię i nachyla się nad
nim. Towarzystwo tego, który mnie zaczepił dawno się już ulotniło.
- Szukasz rozrywek? Spieprzaj do burdelu i zostaw Bogu ducha
winne kobiety, wracające skądś. Jeszcze raz Cię spotkam to pożałujesz,
zrozumiałeś? – warczy, a gdy nie otrzymuje odpowiedzi prawie krzyczy –
Zrozumiałeś?!
- Tak! Tak, zrozumiałem!
Człowiek, który mnie uratował fuka jeszcze i podnosi się na
proste nogi. Korzystając z okazji drugi podnosi się i ucieka krzycząc coś w
stylu „ Jesteś skończony”.
Jestem cała roztrzęsiona, błądzę oczami po miejscu w którym
się znajduję. Czuję jak roztrzęsione nogi uginają się pode mną i tracę
równowagę. Osuwam się na ziemię jednak łapią mnie czyjeś ręce. Czuję się jakbym
była znużona, jakbym nie spała najmniej kilka dni.
- Już okay, trzymam Cię – słyszę głos i czuję na sobie jego
dłonie
Podniósł mnie i ułożył w pozycji panny młodej, gdy mąż
przenosi ją przez próg domu. Unoszę znużone powieki i patrzę na osobę, która
trzyma mnie w swoich ramionach i która spłoszyła osobę, która mogłam nie
skrzywdzić. Gdy na nią patrzę, stwierdzam, że nie mogłam wpaść gorzej. Niall
Horan. Mdleję w jego ramionach.
Budzę się jakiś czas później w jakiejś zamkniętej
przestrzeni. Na początku nie mogę ogarnąć co to za miejsce. Czuję, że jest mi
zimno, ponieważ ubrania nadal mam mokre. Głowa boleśnie pulsuje nie dając mi
myśleć logicznie.
- Gdzie jestem? – gardło wyschnięte mam na wiór. Nie
pogardziłabym łykiem wody.
- W samochodzie – słyszę dobrze znany mi głos. Głos, budzący
postrach w szkole.
- Dlaczego?
- Rozlałaś mi się w dłoniach kompletnie tracąc kontakt ze
światem. Nie wiem gdzie mieszkasz, nie wiedziałem gdzie Cię zawieźć. Co ty do
cholery robiłaś w tej obskurnej dzielnicy? Życie Ci nie miłe?
- Niektórzy chodzą na cmentarz, wiesz? – mówię ostro
Nie odzywa się. Prosi mnie tylko o adres zamieszkania i
wiezie do domu. Jestem wykończona. Psychicznie, fizycznie, duchowo. Jestem
przemarznięta i jedyne o czym marzę to szklanka wody, suche ubrania i sen.
- Dziękuję… Pomimo tych sytuacji w szkole, dziękuję – mówię cicho
bawiąc się rąbkiem bluzy.
Jako odpowiedź otrzymuję machnięcie ręką. Wysiadam i biegnę
w stronę domu. A gdy się w nim znajduję, zaczynam płakać jak małe dziecko.
„Oglądasz mnie krwawiącą, aż nie mogę oddychać
Drżę, padając na kolana
Będę potrzebowała szwów
Potykam się,
W bólu błagam, żebyś przyszedł na pomoc”