poniedziałek, 28 września 2015

3



Tatależywszpitalutatależywszpitalutatależywszpitalutatależywszpitalu
Słowa mojej rodzicielki odbijają się w mej głowie niczym echo. Grunt usuwa  się spode mnie. Oddech więźnie  mi w gardle. Czuje jak nadchodzi fala zimnych potów. Nie wiem co mam robić. Wpatruję się w mamę jak w istotę, która przybyła nie z tej planety.
-Mamo, o czym ty mówisz? – staram się wykrztusić, gdy moje gardło rozluźniło się lekko
- Jechał na spotkanie do innej firmy, miał prowadzić negocjacje. Miał wypadek – szepcze mając łzy w oczach
Kilkakrotnie mrugam oczami nie do końca rozumiejąc co ona do mnie mówi.
- Co tutaj robisz? Dlaczego nie jesteś w szpitalu? – pytam marszcząc brwi
- Trwa operacja, przyjechałam po Ciebie – przysiada na łóżku obok mnie i wypielęgnowaną dłonią głaszcze moje włosy
- Jedźmy do niego – podnoszę się z łóżka i chwytam bluzę
Mój wzrok co chwile zachodzi mgłą, nie widzę zbyt wiele. To łzy. Łzy zasłaniają mi widok ale nie wypuszczam ich. Muszę być silna, muszę być oparciem dla mamy i jeśli załamiemy się obie, skończy się to tragedią.  Razem z mamą wychodzę z domu i niemal biegnę do auta by po chwili być już w drodze.  Do szpitala wbiegam niemal jak poparzona. Idę za mamą pod salę operacyjną.
Mija godzina.
Żadnych wieści.
Druga godzina.
Nic.
Trzecia godzina.
Zero informacji.
Czwarta godzina.
Zza dużych białych drzwi z napisem „Sala Operacyjna” wychodzi mężczyzna w białym kitlu. Moja mama zrywa się w niewygodnego krzesełka i do niego podbiega.
- Panie doktorze, co z moim mężem? Ian Walker, przywieźli go kilka godzin temu z wypadku samochodowego – mówiła, próbując opanować drżenie głosu i dłoni.
Stoję i czekam. Czekam cierpliwie na słowa, które ma zamiar wypowiedzieć.
Westchnął ciężko i otarł swoje czoło.
- Straciliśmy go.
Cały świat zarówno mój jak i mojej mamy zapada się. Przed nami ciemność. Nicość. Nic nie widzę. Nic nie słyszę. Nic nie czuję.
Przez zamglony wzrok widzę tylko jak moja rodzicielka upada na twardą, szpitalną podłogę i zalewa się łzami. A ja stoję. Stoję i słyszę tylko bicie własnego serca, które teraz ma nieregularny rytm. Wszystko wokół mnie znika. Znika doktor. Znika mama. Znika świat. Nie ma już nic.
***
Otwieram oczy, które od razu, bez żadnego ostrzeżenia, taranuje światło. Unoszę dłoń by zakryć nią oczy. Nie wiem gdzie jestem. Ściany są szare. Nie pamiętam co się stało. Wiem tylko tyle, że mój tata nie żyje. Człowiek, który przez 16 lat był dla mnie autorytetem. Człowiek, który przez 16 lat uczył mnie życia. Człowiek, który przez 16 lat był przy mnie i dla mnie. Człowiek, który.. który teraz jest trupem..
Podnoszę się do pozycji siedzącej. Czuję ból w prawej dłoni, jednak nie przyćmiewa on ani trochę bólu, który czuję w umyśle i sercu. Nie mogę pogodzić się z myślą, że jego – mojego taty, nie będzie już przy mnie. Nigdy.
Okazało się, że jestem w szpitalu. Zemdlałam. Moja mama dostała leki uspokajające i teraz siedzi obok mnie. Nie odzywa się. Patrzy na mnie z miłością i współczuciem. Bynajmniej tak mi się wydaje. To ja powinnam jej współczuć. Jej miłość odeszła. Jej partner, człowiek, którego kochała ponad życie odszedł.
***
Pogrzeb taty zakończył się 3 godziny temu. Wszyscy z mojego rodzeństwa, już pojechali do swoich domów.  Jestem teraz sama w swoim pokoju. Cóż.. nie sama. Obok mnie leży nowa żyletka. Błyszczy się zachęcająco. Próbuję opanować drżenie dłoni. Wszystkie emocje, które ukrywałam przez ostatnie 4 dni, teraz wychodzą na zewnątrz. Znalazły ujście. Pewnie dlatego, że przez ten cały czas byłam silna dla mamy. W jej imieniu załatwiałam wszystkie sprawy, każdą najmniejszą rzecz. Ona się załamała. Nie je, nie pije. Wychodzi z sypialni wtedy, kiedy musi. Słyszę jej płacz. Snuje się po domu jak duch. Choć.. tego budynku nie mogę nazwać już domem. Nie bez taty.
„Tutaj jest tak cicho
I jest mi tak zimno
Ten dom nie zdaje się być dłużej domem”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz